Jesień rozgościła u nas na dobre i chyba to samo można powiedzieć o inflacji. W sierpniu wynosiła ona ponad 16 proc, a eksperci szacują, że wynik za wrzesień może być jeszcze wyższy.
W związku z powyższym nie jest zaskoczeniem to, że wielu z nas decyduje się na cięcie wydatków. Zanim jednak wspomniana decyzja zapadnie, warto zastanowić się nad negatywnymi konsekwencjami rezygnacji z niektórych komponentów budżetu.
Doskonałym tego przykładem jest ubezpieczenie od poważnego zachorowania, które jednak warto zachować. Każdego bowiem roku diagnozę np. raka piersi słyszy ponad 20 tys. Polek. Walka z tym przeciwnikiem nie jest niestety w całości refundowana przez NFZ, zatem pojawiają się dodatkowe koszty, które jesteśmy zmuszeni pokryć we własnym zakresie. Biorąc pod uwagę półroczną niedyspozycję i czas leczenia – przyjdzie nam zmierzyć się z 20 proc. utratą dochodu spowodowaną zwolnieniem lekarskim. A w sytuacji, gdy chcemy przyspieszyć diagnozę i leczenie – spotkają nas koszty wizyt u specjalisty i prywatnego pakietu badań. Do tego należy doliczyć, np. koszty dojazdów do szpitala, nierefundowane leki, rehabilitację, specjalistyczne masaże czy zakup peruki po chemioterapii, której refundacja wynosi tylko do 250 zł. Sumaryczny rachunek z pewnością osiąga pułap kilku – a nawet kilkunastu – tys. zł.
W związku z tym warto przywołać fragment wypowiedzi jednego z członków zarządu Unilink, który przypomniał – „Ubezpieczenie od poważnego zachorowania, jakim jest np. nowotwór piersi jest elementem ubezpieczenia na życie. Średni koszt miesięcznej składki to ok. 100 zł do kwoty bazowej wykupionego przez nas ubezpieczenia. Warto jednak zadbać o siebie i swoich bliskich nie tylko w przypadku śmierci, ale też, w trakcie choroby zapewnić odpowiednie środki na leczenie i dostęp do lekarzy specjalistów, które idą nie w setki, a tysiące”.